Rowerem pośród ośnieżonych szczytów
Grossglockner-Hochalpenstrasse
Po dotychczasowych podróżach w różne odległe zakątki Europy, tym razem postanowiłem pojechać nie tyle daleko co wysoko. Rowerem z sakwami zawierającymi pełne wyposażenie biwakowe ruszyłem na ponad 2800 kilometrową trasę z Krakowa do Nicei przez Słowację, Austrię, Niemcy, Włochy, Szwajcarię i Francję. Przejechałem prawie całe Alpy, najwspanialszymi drogami przez 45 przełęczy i punktów wysokościowych na całej trasie, w tym przez 20 leżących ponad 2 tys.m npm, z najwyższymi w Europie i znanymi z trasy najsłynniejszego kolarskiego wyścigu "Tour de France", takimi jak col de la Bonette (2802), col de L'Iseran (2770), passo dello Stelvio (2757), col du Galibier (2640) czy Edelweisspitze (2571).
Pierwszym z najwyższych podjazdów na trasie moich rowerowych zmagań z wysokością była austriacka Grossglockner - Hochalpenstrasse - droga o szczególnych walorach krajobrazowych i poznawczych. Jak żadna z pozostałych dróg w Alpach pozwala ona przeciętnemu turyście dotrzeć w świat wysokich gór samochodem, autobusem komunikacji lokalnej lub rowerem i z bliska, bezpiecznie, podziwiać cały ich majestat i wszystkie osobliwości. Jej wyjątkowość polega nie tylko na tym, że wprowadza podróżujących na wysoką przełęcz, ale i na tym, że biegnie przez kilkanaście jeszcze kilometrów na wysokości ponad dwóch tysięcy metrów w sąsiedztwie wysokich, ośnieżonych szczytów, zawieszonych między nimi lodowców i obok wysokogórskich jezior.
Pomysł wybudowania drogi powstał ponad 70 lat temu gdy Austria - w wyniku I wojny światowej - utraciła na rzecz Włoch Południowy Tyrol, a tym samym możliwość połączenia drogowego między jego wschodnią i północną częścią rozdzielonymi masywem Wysokich Taurów. Droga została oddana do eksploatacji w sierpniu 1935 r. po niespełna pięciu latach budowy, prowadzonej w trudnym wysokogórskim terenie i tylko w miesiącach letnich.
Ma ona swój początek w letniskowej wiosce Bruck, na wysokości 755 m npm, po północnej stronie Wysokich Taurów. Stąd prowadzi głęboką doliną Fuscher przez wioskę Fusch (860) do Ferleiten (14 km od Bruck). Tam poszerza się na kilka pasów przechodząc przez punkt pobierania opłat od jadących dalej w górę (tym sposobem uzyskuje się fundusze na utrzymanie drogi). Rowerzyści, a latem jest ich bardzo dużo, mają zapewniony bezpłatny wjazd osobnym, przeznaczonym tylko dla nich , pasem bez stania w samochodowej kolejce.
Dalej droga wspina się wschodnim zboczem doliny czternastoma ponumerowanymi i nazwanymi serpentynami z oznaczoną wysokością. Przy drodze, przeważnie w pobliżu zakrętów usytuowane są parkingi. Umożliwiają one zatrzymanie samochodu by jego pasażerowie, a zwłaszcza kierowca, mogli spokojnie podziwiać coraz rozleglejsze panoramy. Jadący tak jak ja rowerem są w lepszej sytuacji gdyż zawsze mogą znaleźć dla siebie dość miejsca by zatrzymać się bezpiecznie, niemal na każdym odcinku, przy skraju drogi i oglądać w wybranym przez siebie momencie otaczający ich krajobraz. W miarę nabierania wysokości, po przeciwnej zachodniej stronie doliny otwierają się widoki na kilka ponad trzytysięcznych szczytów, z najwyższym Grosses Weisbachhorn (3564) i lodowce zawieszone w bocznych dolinach. Na wysokości 2394 m, 13 km od punktu opłat i 26 km od Bruck, pokonując 1300 m wzniesienia, droga dwukilometrowym odgałęzieniem dochodzi do parkingu przy hotelu Fuschertörl. Stąd 6 serpentynami przy 14% pochyleniu osiąga wierzchołek Edelweisspitze (2571) będący najwyższym punktem w pobliżu Hochalpenstrasse. Na wierzchołku jest niewielki parking, a nieco poniżej schronisko Edelweisspitzenhaus. Z okrągłej wieży widokowej na parkingu rozciąga się obszerna panorama na poszczególne odgałęzienia górskich masywów i na biegnacą dalej Hochalpenstrasse, aż do miejsca gdzie niknie w tunelu pod przełęczą Hochtor. Po raz pierwszy od podjazdu pokazuje się stąd najwyższy szczyt Alp austriackich Grossglockner.
Muszę przyznać, że około 4 godzinny podjazd na tą niebagatelną wysokość sprawił mi sporą satysfakcję. Nie było aż tak ciężko jak się spodziewałem. Z 30-kilogramowym bagażem chwilami jechałem nawet szybciej od wielu spotykanych rowerzystów, których rowery nie były wcale obciążone. Zjazd z wierzchołka Edelweisspitze, z powrotem na przełęcz Fuschertörl, to pierwsza poważna, choć krótka, próba hamulców i prawdziwy przedsmak wielu późniejszych, nawet kilkudziesięciokilometrowych, zjazdów z użyciem tylko tego decydującego o życiu mechanizmu rowerowego.
Z przełęczy Fuschertörl, położonej na wysokości 2428 m , droga obniża się nieznacznie po czym nabierając znów wysokości przechodzi obok jeziora i schroniska Fuscher (2261) i dalej przez tunel Mittertörl (2328) by jeszcze wyżej, w tunelu pod przełęczą Hochtor, osiągnąć swój najwyższy punkt 2505 m. Wyjeżdżających z tunelu wita rozległy widok na dolinę Gösnitz i masywy gór leżących już na obszarze Karyntii. Tuż za przełęczą droga obniża się. Wiele kolejnych serpentyn to ponowne wyzwanie rzucone hamulcom.
Nieco niżej, na 40 kilometrze od startu, od Hochalpenstrasse odgałęzia się Gletscherstrasse (droga lodowców). Wznosi się ona 5 serpentynami z przejazdem długą galerią, czyli konstrukcją w rodzaju tunelu, zbudowaną z betonu dla osłony przed lawinami śniegu lub kamieni i po 9 kilometrach osiąga platformę widokową i parking wykuty w skałach tarasu Franz-Josefs-Höhe (2369). Panorama jaką można stamtąd podziwiać należy do najwspanialszych panoram górskich. Około 150 m niżej spływa jeden z największych w Alpach lodowców - Pasterze długości 10 km. Wypływające spod jego jęzora potoki zasilają położone poniżej dwa jeziora: lodowcowe Sondersee i zaporowe Margaritzen Stause. Z platformy widać wyraźnie, że zasięg lodowca uległ znacznemu zmniejszeniu. Wygładzenia skalne i usypiska morenowe sprawiają wrażenie świeżych i wybiegają znacznie przed obecny zasięg lodowcowego jęzora. Dodatkową atrakcją dla przeciętnego turysty jest możliwość bezpośredniego kontaktu z ogromnym cielskiem lodowca. W jego pobliże można zejść schodkami lub zjechać kolejką terenowo-linową a potem, przy pomocy drabinek, wejść na powierzchnię lodowca i bezpiecznie przejść kilkunastometrowy odcinek bez obawy zsunięcia się w którąś z lodowych szczelin.
Po przeciwnej stronie lodowca wznosi się grzbiet szczytów z Grossglockner (3797), najwyższym w całej grupie, a zarazem w całych Alpach austriackich.
Widoki te, jak miałem okazję zaobserwować, przyciągają w każdy letni dzień tłumy turystów. Około godziny 10 przyjeżdżają oni samochodami zapełniając szczelnie taras i parking aż do zmierzchu. Wielu robi pamiątkowe zdjęcia na tle stojącego pośrodku placu pomnika Franciszka Józefa. Ten kamienny wizerunek cesarza, w myśliwskim stroju z zarzuconą na ramię strzelbą postawiono na pamiątkę pobytu monarchy w tym rejonie.
Zróżnicowany profil trasy, jej wysokogórski charakter jak i dużo wymagających znacznego wysiłku podjazdów - od 755 m na starcie po 2571, 2505 i 2369 w jej kolejnych kulminacjach - skłoniły mnie do zakończenia etapu przewidzianego na ten dzień i zatrzymania się na noc pod zadaszeniem tarasu Franz-Josefs-Höhe. Mając zapewnioną w ten sposób ochronę mogłem późnym popołudniem przyglądać się spokojnie nadchodzącej burzy, krótkiej lecz gwałtownej, a po jej przejściu kontemplować piękno wysokogórskiego otoczenia.
Następnego dnia, przy wspaniale wschodzącym słońcu, w towarzystwie świstaków baraszkujacych i pogwizdujących w pobliżu pustej jeszcze drogi, zjeżdżałem aż 16 km w dół do karynckiej wioski Heiligenblut, leżącej w dolinie Möll. Nad panoramą wsi góruje widziany ostatni raz przed dalszym zjazdem szczyt Grossglockner. Oglądany stamtąd sprawia wrażenie jeszcze wyższego. Tam też, na 48 kilometrze od startu - a na 58 z odgałęzieniami - kończy się prawdziwie wysokogórska, pierwsza z najwyżej położonych na mojej alpejskiej trasie, pełna ogromnych atrakcji a przy tym najbliżej Polski leżąca, słynna Grossglockner-Hochalpenstrasse, droga z którą na pewno warto zmierzyć się rowerem!
Krzysztof Chojko