ABC ROWEROWYCH WYPRAW
Wiatr we włosach, zapach, walka z przeciwnościami, łzy wzruszenia, pot, duma z pokonania własnych słabości, piękno i potęga natury, cudowne wspomnienia, łzy wściekłości, smak przygody, poczucie własnej wartości ... - to tylko niektóre z doznań, jakich może dostarczyć rower, ta najwspanialsza maszyna jaką wymyślił człowiek. Mogą one stać się i Twoim udziałem, gdy tylko zdobędziesz się na ten pierwszy krok, na to by się trochę zmęczyć, przełamiesz strach, niepewność, niezdecydowanie, lenistwo i ruszysz na rowerowy szlak. Aby drogi czytelniku ci to ułatwić, przeleję na papier trochę własnych doświadczeń i obserwacji, żywiąc jednocześnie nadzieję, że i osoby, które mają już za sobą mniejsze czy większe podróże na dwóch kółkach, również znajdą tu coś dla siebie.
DOKĄD NA WAKACJE?
Gdy już wpadnie nam do głowy myśl, by wyruszyć na rowerowy szlak, pierwszym pytaniem, na które powinniśmy sobie odpowiedzieć jest - dokąd chcemy pojechać i dlaczego właśnie tam? Jest to sprawa niezwykle ważna. Dogłębne i sumienne przemyślenie tej kwestii zminimalizuje niebezpieczeństwo przykrych rozczarowań. Czy dobrze czuję się wśród ludzi, a kemping jest mi niezbędny do prawidłowego funkcjonowania; czy też wyprawa ma być wycieczką w rejony słabo zaludnione, a biwakowanie na dziko i spartański styl życia są tym, czego mi trzeba? Czy pociąga mnie cywilizacja, lubię zwiedzać muzea, oglądać zabytki, dzieła ludzkich rąk, pozostałości dawnych wieków; a może kocham przyrodę i to właśnie z nią szukam kontaktu? Czy uwielbiam upały, lubię gdy grzeje słonko, jest sucho i przyjemnie; a może najlepiej funkcjonuję w temp. +15 stopni C i lubię gdy czasem trochę popada? Czy raczej nie mam ochoty zbytnio się wysilać i jazda po płaskim sprawia mi radość; czy wręcz przeciwnie - jazda pod górę jest tym, co "tygrysy lubią najbardziej", kocham dać sobie w kość, zdobywając górskie przełęcze codziennie poddawać się ciężkiej próbie? Czy poczucie bezpieczeństwa jest dla mnie najważniejsze; a może kieruję się zasadą "jest ryzyko - jest zabawa"? Właśnie odpowiedzi na takie pytania, a nie opinia innych, czy popularne slogany biur podróży, powinny zadecydować o tym, czy wybierzemy się na podbój Alp, udamy się łatwym i przyjemnym szlakiem zamków nad Loarą, pojedziemy na Wyspy Kanaryjskie, rzucimy wyzwanie Islandii, odwiedzimy Grecję, Hiszpanię czy też Wyspy Brytyjskie lub Skandynawię. A może zdecydujemy się opuścić Europę i odwiedzić bardziej egzotyczne miejsca? Generalnie jednak radziłbym raczej ograniczyć zwiedzanie muzeów czy innych atrakcji zmuszających nas do pozostawienia roweru. W większości tego rodzaju miejsc po prostu nie przewidziano, że ktoś może podróżować na rowerze i nie stworzono możliwości bezpiecznego przechowania roweru. A szkoda. Polecam natomiast nastawić się na kontakt z przyrodą, wykorzystując to, że rower pozwala dotrzeć do wielu miejsc niedostępnych samochodem, a zbyt rozległych na pieszą wędrówkę. Oczywiście to, dokąd udamy się na wakacje zależy w dużej mierze od ilości gotówki jaką dysponujemy. Pewnych wydatków nie da się uniknąć (np. kosztów przejazdów, gdy dysponujemy ograniczonym czasem lub udajemy się w rejon, gdzie nie można dojechać na rowerze), generalnie jednak - wbrew opinii, że aby podróżować trzeba mieć dużą "kasę" - wyprawy na dwóch kółkach nie są kosztowne, a nawet śmiem twierdzić, że, uwzględniając dystans jaki można pokonać, jest to najtańsza forma poznawania świata (nie płaci się za benzynę czy przejazdy autobusowe, bez problemu można zabrać ze sobą zapas jedzenia na dłużej niż miesiąc, łatwiej niż z samochodu jest wypatrzyć miejsce na biwak i dobrze się "zakamuflować" itp.). Myślę, że sam jestem na to najlepszym dowodem, skoro udało mi się w 1998 r. przejechać w ciągu 35 dni przez najwyższe drogowe przełęcze Europy, rozpoczynając wyprawę w Zurychu, a kończąc w górach Sierra Nevada na południu Hiszpanii, mając z chwilą wyjazdu do dyspozycji "aż" 30 dolarów (po opłaceniu niezbędnych przejazdów).
A skoro jesteśmy przy finansach, to pokuszę się jeszcze o jedną uwagę. Wielokrotnie zadawano mi pytanie - jak znaleźć sponsorów? Zawsze odpowiadałem tak samo - nie wiem, mnie się ta sztuka jeszcze nie udała, choć próbowałem już nie raz. Dużo łatwiej jest otrzymać pomoc od firm w postaci towaru np. ubiór, akcesoria rowerowe, materiały fotograficzne itp., co w sumie też bardzo się przydaje, pozwalając trochę oszczędzić na wydatkach. Bez silnego poparcia (czyt. odpowiednich znajomości) zdobycie środków finansowych jest bardzo trudne. Jedyne co mogę zalecić, to wytrwałość i upór. Gdy wyrzucą cię jednymi drzwiami - zapukaj i wejdź drugimi.
SAMEMU CZY W GRUPIE?
Jest to drugie ważne zagadnienie, które w dużej mierze może wpłynąć na sukces jak i klęskę naszego przedsięwzięcia. Zarówno samotny jak i grupowy wyjazd mają wady i zalety.
Na pewno wyprawa w pojedynkę przebiega sprawniej i bez konfliktów. Masz słabszy dzień to jedziesz wolniej, częściej odpoczywając, chcesz zrobić sobie dzień przerwy - żaden problem, masz ochotę "przycisnąć", czy też na jazdę w nocy - proszę bardzo, nie musisz się na nikogo oglądać, sam sobie jesteś panem. Wielu podróżników zdaje sobie sprawę z tych zalet i wybiera samotne wyjazdy, pomimo pewnych minusów, z których największym jest mniejsze bezpieczeństwo. Zwłaszcza dotyczy to zagrożeń ze strony innych ludzi.
Największe problemy jazdy w grupie wynikają z różnorodności ludzkich charakterów. Im większa liczba uczestników, tym więcej ognisk zapalnych. Planując wyjazd w dwie lub więcej osób (szczególnie gdy jest to pierwszy wyjazd w takim składzie) zalecam przeprowadzenie ze sobą przed wyjazdem szczerej rozmowy. Oto ważniejsze kwestie, które dobrze jest sobie wyjaśnić już na starcie:
Czego każdy z uczestników oczekuje od wyprawy (np. jeden chce zrobić dużo zdjęć, co niestety wymaga czasu, a drugi jest typowym "połykaczem kilometrów" i denerwują go częste przystanki, które uważa za stratę czasu itp.).
Tutaj pokuszę się o jedną radę - nie róbmy z wyprawy wyścigu!!! Niby oczywiste, ale czy na pewno? Pierwsze moje wyprawy polegały głównie na zaliczaniu kilometrów. Często przejeżdżałem znaczne dystanse przez wspaniałe krajobrazowo tereny, wpatrując się cały czas w licznik i umykający pod kołami asfalt. W końcu jednak przyszła refleksja - " człowieku, zastanów się co robisz, korzystaj w pełni z tych cudownych chwil, które masz dzięki rowerowi. Rozglądnij się dookoła, dobrze wykorzystaj czas i pieniądze, które zainwestowałeś w wyjazd".
Styl jazdy
Dogadać się co do stylu jazdy. Istnieją tutaj dwie możliwości - albo najlepiej dysponowany danego dnia członek grupy jedzie na końcu "peletonu', a słabszy (słabsi) z przodu, albo każdy jedzie swoim tempem, co moim zdaniem jest trudniejszym w realizacji ale lepszym rozwiązaniem niż sytuacja, gdy dużo mocniejszy zawodnik musi wlec się za innymi. Na dłuższą metę jest to dla niego i wyczerpujące i denerwujące. Stosując ten drugi wariant bezwzględnie należy:
rano przed wyruszeniem powiadomić każdego członka grupy o trasie dziennego etapu i o ile to możliwe o planowanym miejscu noclegu,
jadący z przodu musi zatrzymywać się na każdej słabiej oznaczonej krzyżówce, na której istnieje niebezpieczeństwo zabłądzenia,
pod żadnym pozorem, nikomu z grupy nie wolno zejść z drogi!!! Jeśli ktoś musi udać się np. za potrzebą, to rower bezwzględnie musi zostać przy drodze, w dobrze widocznym miejscu. Dotyczy to zarówno jadącego z przodu jak i zamykającego grupę.
Wybrać przywódcę, kierownika grupy, który w kwestiach spornych ma decydujący głos.
Bądźmy ludźmi kulturalnymi, panujmy nad własnymi emocjami i nawet gdy jest to trudne nie uzewnętrzniajmy podczas "złych" dni swojego nastroju. Pamiętajmy, że jesteśmy zdani na siebie przez 24 godziny na dobę, a tylko praca zespołowa zapewni nam sukces. Złe chwile szybko pójdą w zapomnienie, a wspaniałe wspomnienia i duma z dokonań pozostanie na długo.
Na koniec tego rozdziału znów wyrażę swój prywatny pogląd, z którym wielu może się nie zgodzić. Otóż uważam, że aby wycieczka udała się w 100% pod każdym względem, i aby wszyscy po powrocie byli zadowoleni, grupa nie może liczyć więcej niż 3 osoby (ewentualnie dwie dobrze znające się pary). Jeśli jest was dwóch (dwoje, dwie), to - moim zdaniem - nie ma sensu na siłę szukać następnych chętnych do wyjazdu.
ROWER
Przy zakupie roweru przede wszystkim należy zwrócić uwagę, by wielkość roweru była odpowiednio dobrana. Rozmiar ramy musi być dopasowany do wzrostu użytkownika, a pomóc Wam w tym powinien sprzedawca. Domagajcie się tego!!!
Klasa roweru w dużej mierze uzależniona jest od ilości gotówki, jaką jesteśmy skłonni zainwestować (wykluczam podróżowanie rowerami klasy "komunijnej"). Wiadomo, im rower będzie droższy, tym - przynajmniej teoretycznie - będzie lepszy. Podstawowa, a w zasadzie to jedyna kwestia, którą musimy rozstrzygnąć to: czy kupić rower górski, czy trekkingowy? Zarówno jeden jak i drugi nadają się do turystyki. Do obydwu można zamontować taki sam osprzęt, na koła założyć opony o takiej samej szerokości (do górala można już kupić opony 26x1.0, do trekkingu zaś są już dostępne 28x1.75, a nawet 28x1.9), dobierając odpowiedni wspornik kierownicy i regulując siodełkiem uzyskać podczas jazdy sportową lub rekreacyjną pozycję. Rower górski jest bardziej uniwersalny. Można na niego zapakować cięższy bagaż, jest bardziej stabilny, łatwiej się na nim podjeżdża, a po wyprawie wystarczy odkręcić bagażniki i parę innych "gadżetów" i już można szaleć po bezdrożach. Przewaga roweru trekkingowego uwidacznia się natomiast przy dłuższej jeździe po równym terenie lub z góry, a to z uwagi na większe koła, dzięki którym można w ciągu dnia pokonać większy dystans.
Mając taką możliwość, dobrze jest kupić rower, który w widelcu posiada wywiercone specjalne otwory (najczęściej spotykane u Gianta), które bardzo upraszczają montaż bagażnika typu low rider (nie trzeba kombinować z obejmami).
Bez względu na to, jakim rowerem dysponujemy, warto zwrócić uwagę na kilka istotnych jego elementów, które bardzo ułatwiają życie podczas wyprawy i pozwalają pokonać w krótszym czasie większy dystans:
Bardzo dobre hamulce - konieczność
W tej dziedzinie wybór jest duży (cantilevery, V-breaki, hydrauliczne, tarczowe). Najważniejsze by były sprawne i dobrze wyregulowane. Ja używam tradycyjnych cantileverów (komplet z klamkami Shimano XTR'94) i jestem z nich bardzo zadowolony. Bez problemu zatrzymuję rozpędzony rower, który często waży ze mną ponad 150 kg.
Kierownica
Koniecznie
musi posiadać kilka punktów podparcia dla rąk (w ostateczności mogą być rogi). Od kilku lat korzystam z rewelacyjnego produktu firmy SCOTT model AT 4 PRO (niestety już nie do dostania). Od kilku lat, Baltazar używa składanej kierownicy firmy Humpert.
Siodełko
Wygodne (co nie znaczy, że miękkie), sprawdzone w "bojach", wykonane ze skóry siodełko to konieczność! Podczas wypraw jest to najważniejszy element roweru, który styka się z najwrażliwszą częścią naszego ciała. Warto zainwestować w klasowy wyrób (np. Brooks , Selle Italia), oszczędzanie w tym miejscu nie popłaca. Nieodpowiednie siodełko może w skrajnych przypadkach, podczas długiej wyprawy uniemożliwić dalszą jazdę. W ogóle to dobrze jest jeździć z siodełkiem pochylonym lekko do przodu przez co ciężar ciała przeniesiemy bardziej na ręce.
Pedały
Przy rozsądnej wadze bagażu na pewno najlepsze i najefektywniejsze będą SPD, jednak w przypadku gdy bagaż jest ciężki skłaniałbym się do tradycyjnych nosków (słyszałem o przypadku wyrwania zatrzasku z buta). Optymalnym rozwiązaniem na pewno są pedały dwustronne (np. Shimano 323): z jednej strony system SPD, z drugiej noski. Trzeba pamiętać, że buty do jazdy powinny mieć twardą i sztywną podeszwę.
Wytrzymałe bagażniki - bardzo ważna rzecz!
W Polsce dobrych bagażników nie uświadczy! Jest to dziedzina kompletnie zaniedbana przez producentów i dystrybutorów akcesoriów, co wynika prawdopodobnie z nikłego popytu. Do 1997 roku stosowałem następującą taktykę - kupowałem solidnie wyglądający, aluminiowy bagażnik, wzmacniając go później w kilku miejscach aluminiowymi prętami o przekroju 8 mm (jedyna trudność to znalezienie miejsca, gdzie spawają aluminium). Taki "twór" wytrzymywał jedną wyprawę (często już pod koniec musiałem wzmacniać pęknięcia drutem), a po powrocie i odkręceniu bagażnika, zawsze okazywało się, że jest już tak zniszczony, że nie nadaje się do dalszego użytku. Na pewno wpływ na to miał ciężar bagażu (50 kg to było minimum). Przygotowując się do wyprawy na Islandię (z uwagi na jakość tamtejszych dróg głupotą byłoby jechać ze zwykłymi bagażnikami) zmuszony zostałem do sprowadzenia z Niemiec (sklep Globetrotter) znakomitych bagażników firmy TUBUS wykonanych z rurek CR-MO o przekroju 10 mm (tył "CARGO" przód typu low rider "TARA" ). Rewelacja !!! Od tej pory skończyły się moje kłopoty z bagażnikami. Kosztują sporo, ale jest to inwestycja na lata. Mając je można bez obaw przewozić bagaż, którego waga grubo przekracza 50 kg. Do przodu zdecydowanie najlepszy jest bagażnik typu LOW RIDER. Nisko zawieszony bagaż powoduje, że rower jest stabilny i doskonale się prowadzi zarówno przy małych jak i dużych prędkościach. Na szczęście bagażniki tej firmy są już dostępne w Polsce w firmie Bikeman.
Dobre opony
Wybór jest duży. Ja wierny jestem oponom SCHWALBE (najnowszy model do zaawansowanej turystyki to MARATHON XR). Myślę, że najlepszą rekomendacją jest fakt, że większość spotkanych przeze mnie w czasie wypraw turystów z krajów zachodnich jeździło właśnie na oponach tej firmy. Opony należy dobrać uwzględniając rodzaj nawierzchni dróg, po jakich będzie się jeździć (np. na asfalt najlepsze będą sliki, na Islandię co najmniej semi-sliki, a i opony terenowe nie będą przesadą) oraz ciężar bagażu (przy lekkim rowerze opony mogą być wąskie np. 26x1.50, gdy zaś rower "trochę" waży, by chronić obręcze koniecznie trzeba założyć szersze "gumy").
Podnóżek
Często ten element wyposażenia jest pomijany. Bardzo ułatwia on jednak życie, szczególnie przy robieniu zdjęć. Do "górala" proponuję zamontować stalowy podnóżek przeznaczony do roweru trekkingowego. Pozwala on utrzymać nawet bardzo duży ciężar bez groźby złamania się, gdyż jest długi, przez co rower nachyla się nieznacznie. Ważne, by był wytrzymały. W Polsce dostępne są bardzo wytrzymałe podnóżki firmy Hebie. Importerem jest firma Roma. Przy przednich sakwach oraz torbie na kierownicy, warto pomyśleć o podnóżku przymocowanym do przedniego bagażnika. Póki co, Tubus czegoś takiego nie robi, ale można pokombinować z nóżkami Hebie. Hebie robi także podnóżkiwłaśnie do przedniego bagażnika.
Oświetlenie i błotniki
Z decydowanie polecam stosowanie oświetlenia na baterie. Podczas wypraw używa się go rzadko, głównie podczas przejazdu przez tunele lub w sytuacjach awaryjnych, tak więc jeden komplet baterii powinien w zupełności wystarczyć. Bez uzasadnionej przyczyny nie ma sensu jeździć nocą, gdy nie można w pełni podziwiać otaczającego nas świata. Z błotnikami jest jak z bagażnikami - ciężko w naszym kraju o dobrą propozycję. Generalnie powinny być one lekkie, szerokie, długie (ja z dwóch par zrobiłem jedną, przedłużając odpowiednio tylni błotnik), stabilne, co można uzyskać montując po dwa pałąki z każdej strony, przy obu błotnikach, ponadto przód powinien być wyposażony w chlapacz (bez problemu można go wykonać we własnym zakresie). Jeżeli jedziemy tam, gdzie pada sporo wody z nieba, to proponuję zrobić chlapacz do samej ziemi i szeroki na końcu. Najbardziej mokną stopy nie od deszczu, a od wody rozchlapywanej przez przednie koło.
SAKWY
Od razu radzę wybić sobie z głowy jazdę z plecakiem. Naprawdę jest to "chory" pomysł. Nic tak nie zniechęca do poznawania świata na dwóch kółkach jak ciężar na plecach, a przez to i większe obciążenie zadka. Nie zawadzi natomiast wziąć ze sobą mały plecak; w przypadku kilkugodzinnego (lub nawet kilkudniowego) wypadu piechotą np. w celu odwiedzenia jakiejś oddalonej od drogi atrakcji może się on bardzo przydać. Do markowych sakw (np. Ortlieb) można dokupić specjalne szelki, które pozwalają przekształcić sakwę w plecak - dobry patent, sprawdzałem! Skoro więc trzeba kupić sakwy to jest problem - jakie? Testowałem już wyroby wielu firm i z czystym sumieniem mogę stwierdzić:
Osobom zasobnym w gotówkę, ceniącym najwyższą jakość, estetykę, funkcjonalność i niezawodność oraz tym, którzy mają już za sobą pierwsze wyprawy i wiedzą, że to jest właśnie ta forma wypoczynku, która im najbardziej odpowiada i chcą się jej poświęcić, polecam sakwy niemieckiej firmy Ortlieb. Absolutny top. Bardzo odporne mechanicznie, w 100 % nieprzemakalne, bajecznie proste w obsłudze, dopracowane w najmniejszych szczegółach - właśnie te cechy decydują, że podróżowanie z nimi to czysta, niekłamana przyjemność. Zakup kompletu tych sakw (do wyboru jest kilka rodzajów różniących się detalami) to "strzał w dziesiątkę", i nikt kto się na nie zdecyduje nie będzie żałował. Można je już kupić w Polsce, a to dzięki firmie Bikeman, która jest przedstawicielem Ortlieb-a na nasz kraj. Ogromna większość spotykanych przeze mnie za granicą rowerowych podróżników korzystała właśnie z wyrobów Ortlieb, co dobitnie świadczy o ich klasie.
Osobom, które nie mogą sobie od razu pozwolić na taki wydatek oraz tym, którzy nie zasmakowali jeszcze wypraw i nie są pewni czy ich to "rajcuje" proponuję zakup tańszych wyrobów krajowych np. Crosso. Są coraz lepsze, choć do doskonałości brakuje im jeszcze dopracowania systemu mocowania do bagażnika. Choć przy pakowności ok. 60 litrów na tył, cięzko znaleźć mocowanie, spełniające nasze kryteria, czyli łatwy montaz i demontaż oraz wytrzymałość. Crosso z roku na rok udoskonala swoje wyroby, korzystając z coraz lepszych materiałów. I jeszcze jedna dygresja - nie polecam przy długich wyjazdach zawieszania na kierownicy torby rowerowej. Po pierwsze - utrudnia ona manewrowanie rowerem; po drugie - na wybojach mniej lub bardziej się telepie (nawet te z systemem zatrzaskowym klick-fix); po trzecie - stawia bardzo duży opór przy jeździe pod wiatr. Jeżeli komuś bardzo jest taka torba potrzebna (np. na sprzęt fotograficzny), to lepiej jest już przykręcić z przodu drugi, wysoki bagażnik (podstawowym powinien być bagażnik typu low rider) i tam ją umieścić, mocując wzdłuż osi roweru. Zastosowałem taki wariant podczas wyprawy na Islandię i nawet przy huraganowym wietrze torba nie utrudniała jazdy, a aparat miałem zawsze pod ręką.
UBIÓR
Przy doborze ubioru podstawowe znaczenie ma miejsce, dokąd planujemy pojechać oraz pora roku. Jadąc w lecie na południe Europy i nie przewidując jazdy po wysokich górach wystarczy zabrać ze sobą kilka koszulek (m.in. kolarskich), bieliznę na zmianę (wiele firm produkuje już specjalną bieliznę antypotną), komplet z cienkiego polaru (polecam bluzę i spodnie - podczas podróży w chłodniejsze dni utrzymują optymalną temperaturę ciała, błyskawicznie schną po jeździe w deszczu czy wypraniu, a przy tym zajmują mało miejsca w sakwach) oraz lekką nieprzewiewną i nieprzemakalną kurtkę. Inna sprawa gdy wybieramy się na północ. Fajnie mieć wówczas coś na deszcz (podczas ostatniej wiosennej wyprawy po Norwegii korzystałem z ubiorów firmy Mount & Wave - kurtka i spodnie z materiału NO WET, które spisały się znakomicie podczas bardzo trudnych warunków pogodowych - częstych opadów deszczu, a nawet śniegu, zimna i dokuczliwych wiatrów), do tego dobrze jeszcze wyposażyć się w coś ciepłego np. z polaru WINDBLOC przez co utrzymywała ciepło nawet przy silnym, zimnym wietrze i temp. w okolicach 0 stopni C, posiadająca długie rękawy zakończone rzepami co przy jeździe na rowerze ma duże znaczenie, zaopatrzona w bardzo praktyczne kolarskie kieszenie i wysoki kołnierz i antypotną bieliznę. Posiadając taki zestaw ubiorów nie straszny będzie Ci ani deszcz, ani mróz, ani też silny wiatr. A jest to wielka sprawa, o czym mogłem się przekonać dobitnie właśnie w tym roku, gdy w maju natrafiłem w Norwegii na pełnię zimy. Jeżeli nie możesz od razu pozwolić sobie na zakup tych wszystkich rzeczy nie przejmuj się, i pod żadnym pozorem nie rezygnuj z podróży. Taka wyprawa ma również swój osobliwy urok. Najważniejsze byś chciał jechać. Ja zwiedziłem SPITSBERGEN i niemal całą Skandynawię poczynając od YSTAD i KOPENHAGI, a kończąc na północnych rubieżach starego kontynentu (NORDKAPP i KIRKENES), mając jedynie flanelową koszulę, kurtkę z polara Windstopper (uszyta we własnym zakresie) i ortalion, który przemakał po 15 minutach deszczu. Jaka jest rada na niepogodę? Na buty nakładamy foliowe reklamówki, a do deszczu i zimna po paru dniach można się przyzwyczaić. Ciężkie chwile pomaga przetrwać silna motywacja i pozytywne myślenie. W słoneczne dni jeździłem w zwykłych bawełnianych koszulkach choć temperatura często oscylowała w granicach +15 stopni C. Przeżyłem w dobrym zdrowiu, wspaniale hartując się na zimę. Od niedawna w Polsce jest dostępna GENIALNA odzież wełniana. Koszule wyglądają jak bawełniane, ale sa z czystej wełny z owiec rasy marynos. Nie jest to tania odzież, ale jest genialna. Oddycha, daje uczucie naturalnosci i przede wszystkim nie smierdzi, nawet jak bedziemy w niej jedździć kilka dni i nocy non stop. Najlepsze jalie do tej pory testował Baltazar, to odzież nowozelandzkiej firmy IceBreaker.
PRZYGOTOWANIE TEORETYCZNE I KONDYCYJNE
Niezwykle ważną sprawą przed każdym wyjazdem - do czego początkujący nie przywiązują zwykle dużej wagi - jest dobre "rozpoznanie" terenu, który planujemy odwiedzić. Uważam, że nie ma większego nieszczęścia niż być gdzieś daleko, gdzie można już nie powrócić i ominąć jakąś atrakcję tylko dlatego, że się o niej nie wiedziało. Po powrocie żal jest ogromny. Jak więc zabrać się do rzeczy? Oto kilka dostępnych w Polsce źródeł informacji, najbardziej przydatnych dla wyruszających na rowerową wyprawę:
Internet - z każdym dniem staje się on coraz bardziej popularny. Można tu znaleźć porady, wskazówki i opisy wycieczek autorstwa praktyków, ludzi, którzy jeżdżą i doświadczają wszystkiego na własnej skórze.
Relacje z wypraw w czasopismach o tematyce rowerowej. Zawierają one (często "między wierszami") cenne informacje i dobrze jest czytając je korzystać z mapy.
Przewodniki. Najlepiej korzystać z typowo rowerowych, których oferta w Polsce niestety jest jeszcze uboga. W przypadku przewodników uniwersalnych w dobrej sytuacji są osoby znające j.angielski, gdyż mogą skorzystać z oferty wydawnictwa Lonely Planet. Do wydawnictw tłumaczonych na język polski radziłbym podchodzić z rezerwą. Zwykle są to pozycje pisane przez ludzi, dla których podróżowanie rowerem jest czystą abstrakcją, a przecież świat widziany i odczuwany z perspektywy rowerowego siodełka jest całkowicie inny niż ten, oglądany zza okien samochodu czy pociągu. Często więc można przeczytać kompletne - z punktu widzenia rowerzysty - bzdury. Warto jednak "przetrawić" i tę lekturę, gdyż i stąd można czasem uzyskać przydatne informacje.
Magazyny geograficzne z doskonałym "National Geographic" na czele.
Wszechpotężna telewizja - szczególnie duże możliwości dla posiadających "kablówkę" lub antenę satelitarną (programy: Travel, "National Geographic", Discovery, Planet itd.). Przydatne wskazówki można również uzyskać oglądając foldery, widokówki i albumy fotograficzne. Często pod zdjęciami są informacje na temat miejsc gdzie zostały zrobione, co pomaga inaczej spojrzeć na otoczenie, gdy już znajdziemy się w tym określonym miejscu. Doskonałym źródłem informacji są lokalne biura informacji turystycznej, które obowiązkowo należy odwiedzać podczas wypraw. Zawsze mają tam kilka darmowych mapek i folderów dotyczących najbliższej okolicy, co na pewno się przyda. Trzeba je tylko w miarę szybko przeglądnąć (np. w czasie przerwy na posiłek) i w razie potrzeby korygować trasę wycieczki na bieżąco. Dobre przygotowanie kondycyjne przed wyprawą jest - nie tylko moim zdaniem - sprawą drugoplanową. Organizm ludzki jest doskonałym mechanizmem, który szybko przyzwyczaja się do zwiększonego wysiłku, tak więc nawet "surowa" lecz silnie umotywowana osoba jest w stanie odpowiednio dozując wysiłek przejechać bez problemu kilka tysięcy kilometrów. Oczywiście dobrze przygotowanym będzie - przynajmniej na początku - dużo łatwiej jechać. Głównym niebezpieczeństwem braku przygotowania kondycyjnego i braku częstego kontaktu z rowerem są kłopoty z kolanami oraz ból miejsca, w którym "plecy tracą swą szlachetną nazwę". Tego drugiego problemu nie da się całkowicie wyeliminować, po prostu trzeba wcześniej wysiedzieć swoje na siodełku. Sprawą ważniejszą jest odporność psychiczna oraz silna motywacja i upór w dążeniu do wyznaczonego sobie celu. Rzeczą niezwykle ważną, wręcz koniecznością jest pozytywne myślenie, które pomaga przezwyciężyć, zdarzające się chyba każdemu, chwile słabości.
INNE "DROBIAZGI"
Części zapasowe
Czytałem już kilkakrotnie (a nawet znam jeden przypadek z autopsji) jak to wyprawowicze wieźli ze sobą w częściach zapasowych pół roweru, używając do tego celu nawet przyczepki. Delikatnie mówiąc kłóci się to z ideą tego sportu. Co więc brać? Na pewno niezbędnych będzie kilka zapasowych szprych (zwłaszcza tylne). Jest możliwość kupna, niestety nie w Polsce, szprych uniwersalnych linkowych. Umożliwiają one szybka naprawę koła, bez konieczności zdejmowania i ściągania kasety. Baltazar takie szprychy nabył w Niemczech w sklepie Globetrotter. Z ogumienia w zapasie dobrze jest mieć dwie dętki, a także jedną oponę, najlepiej kevlarową. Wcześniej byłem zdania, że jedna dętka i komplet łatek wystarczą, ale życie zweryfikowało te poglądy. Jeżeli ma się w planie podczas wyprawy pozostawić na kilka dni bagaż i trochę poszaleć, wówczas można wziąć ze sobą na zmianę komplet opon kevlarowych (bez drutu), które łatwo złożyć i upchać w sakwach. Planując trasę liczącą kilka tysięcy kilometrów dobrze jest zabrać zapasowy łańcuch. Proponuję ponadto przed wyjazdem założyć nowy łańcuch i przejechać z nim 100 - 200 km żeby się "ułożył" oraz na wypadek urwania wziąć kilka zapasowych ogniw. Przydać się może również komplet klocków hamulcowych oraz linki - hamulcowa i do przerzutek. Ponadto nie zawadzi mieć kilka śrub (zwłaszcza do bagażnika), taśmę klejącą i kawałek drutu. Kilkakrotnie ratowało mnie to w trudnej sytuacji. Jeżeli ktoś jest urodzonym pesymistą, to niech wrzuci jeszcze do sakw ośkę do tylnej piasty i tylną przerzutkę. Będzie spokojniejszy.
Powyższy zestaw jest niezbędny gdy jedzie się w rejony dzikie, słabo zaludnione czy też zacofane technologicznie. Gdy podróż będzie przebiegać blisko cywilizacji śmiało można ograniczyć się do szprych, dętki i łatek. Nie wymieniłem tu rzeczy, które wydają mi się oczywiste tj. pompka, komplet kluczy i smar do łańcucha. Osobom mniej zaznajomionym z rowerem polecam, by przed wyprawą poświęcili pod okiem fachowca trochę czasu na naukę usuwania wszelkich awarii roweru. Może to czasem "uratować skórę". Dobre przygotowanie sprzętu (a w dzisiejszych czasach jest to możliwe) na pewno pozwoli uniknąć podczas wyprawy większości awarii, które głównie wynikają właśnie z zaniedbania tej kwestii. Jeżeli chodzi o klucze, to najlepiej jest posiadać w rowerze ustandaryzowane śrubki. Wtedy zabierzemy ze sobą mniejszą ilość kluczy.
Jedzenie
I znów bardzo wiele zależy od tego, dokąd jedziemy. Jeżeli będzie to podróż do krajów, gdzie żywność jest tania lub w podobnych cenach jak w Polsce, to wystarczy na bieżąco utrzymywać zapasy na 3 dni. Natomiast gdy planujemy odwiedzić rejony gdzie papu jest drogie (np. Skandynawia), a równocześnie nasze zasoby finansowe są skromne, to niestety trzeba zabrać ze sobą małą spiżarnię. Podstawowe produkty to: ryż (najlepiej szybko gotujący się), kasze, makaron, zupy i sosy w proszku, chińskie zupki, suszone owoce, soja w proszku oraz dostarczyciele energii - batony (w miarę odporne na wysoką temperaturę). Świetnym wynalazkiem, wręcz rewelacją ostatnich lat są rozpuszczalne w wodzie witaminy w postaci pastylek (np. plusssz). Zajmują one w bagażu niewiele miejsca, a dzięki nim bez konieczności wydawania dewiz na soki można urozmaicić sobie menu (przekonałem się już niejednokrotnie, że sama woda, nawet najlepsza, szybko przestaje smakować). Również coraz łatwiej dostępne są liofilizaty - lekkie, pełnowartościowe produkty żywnościowe oferowane w dużym asortymencie, do których wystarczy dodać wody, by uzyskać smaczny posiłek.
BIWAKOWANIE
Prysznic
Pierwszą reakcją zapewne będzie: Prysznic w lesie?! Temu gościowi chyba się coś pomyliło (w tym miejscu może paść bardziej dosadne słowo). Otóż nie. Kilka lat temu, podczas przeglądania "zachodnich" folderów ze sprzętem turystycznym moją uwagę przykuło zdjęcie, na którym przedstawiony był zadowolony z życia mężczyzna stojący z namydloną głową pod drzewem, z którego zwisał plastikowy worek. Z worka przez specjalny zawór, jak z prysznica lała się woda. Chwilę pomyślałem i doszedłem do wniosku, że to jest to, czego mi brakuje podczas wypraw. Trochę czasu zajęło mi znalezienie osoby, która przywiozła mi takie cudo z Francji. To było kilka (już kilkanaście) lat temu. Obecnie w Polsce można już zaopatrzyć się w coś takiego (made in Ortlieb - przedstawiciel Bikeman z Warszawy). Niezwykle praktyczna rzecz. Po całym dniu jazdy można rozbić obozowisko przy małym strumieniu z lodowatą wodą, a po niedługim czasie zażyć ciepłej kąpieli. Ortlieb produkuje 10-cio litrowe prysznice w dwóch kolorach - turkusowym i czarnym. Polecam czarny, gdyż w słońcu dużo szybciej nagrzewa się w nim woda. Warto również nieco pomajstrować przy końcówce prysznica. Dobrym pomysłem jest zamontowanie ok. metrowej długości rurki zakończonej prysznicową końcówką. Pozwala ona na precyzyjną kąpiel i bardzo oszczędne gospodarowanie wodą. Z takiego prysznica można również korzystać na kempingach. Zwykle jest tak, że gorąca woda w kabinach prysznicowych jest płatna, natomiast w umywalkach można z niej korzystać do woli ... w tym miejscu drogi czytelniku liczę na Twoją wyobraźnię. Znam jeszcze kilka zastosowań tego genialnego wynalazku, ale pozostawię je dla siebie, dając wszystkim możliwość wykazania własnej, twórczej inicjatywy.
Bukłaki na wodę
Kolejny genialny wyrób niemieckiej firmy Ortlieb. Produkowane są w różnych wielkościach, najbardziej praktyczne to cztero- i dziesięcio litrowe. Dostępne są - podobnie jak prysznice - w dwóch kolorach. Niezwykle wytrzymałe, pozwalają w łatwy sposób przewozić wodę. Często podczas wypraw zdarza się tak, że świetne miejsce na nocleg pozbawione jest pitnej wody, a strumień mijaliśmy chwilę wcześniej. W takich sytuacjach nieocenione usługi oddadzą nam właśnie bukłaki, pozwalając na wcześniejsze nabranie wody. Mają one też jeszcze jedną zaletę - kompatybilne z prysznicami zakrętki, dzięki czemu wystarczy dokupić do bukłaka specjalny zawór (dostępny "za grosze") i już mamy do dyspozycji prysznic.
Płachta biwakowa
Dla mnie to rewolucja w turystyce (nie tylko rowerowej). Uszyty z goretexu duży worek, do którego można włożyć karrimatę (lub materac) i wejść samemu ze śpiworem. Zapinamy zamek i już jesteśmy nieprzemakalni. Testowałem ten wyrób na Islandii, podczas wiosennej wyprawy do Norwegii, a także w zimie na balkonie podczas opadów śniegu. Zawsze ciepło (zależy od śpiwora), zawsze sucho, zawsze pewnie. Jadąc samemu na wyprawę nie trzeba już brać ze sobą namiotu (dotyczy wielu rejonów Europy, ale nie wszystkich!). Wystarczy lekki pakunek, zajmujący w sakwach niewiele miejsca by mieć zapewniony dach nad głową (odpada niestety gotowanie w środku). Jestem szczęśliwym posiadaczem produktu tajemniczej brytyjskiej firmy Phoenix, moi przyjaciele są zaś właścicielami płacht biwakowych firmy Globetrotter (oprócz normalnego worka istnieje wersja z małym stelażem nad głową). Poważną wadą jest niestety wysoka cena tych wyrobów (800 - 1000 zł), ale uważam, że jeśli ma się możliwość by ponieść taki wydatek, to warto to uczynić.
Folia wielofunkcyjna
Kupujemy folię (taka jakiej się używa do wyrobu podłóg w większości namiotach) o wymiarach mniej więcej 3 m x 2,40 m, składamy ją na pół tak, by uzyskać prostokąt o wymiarach ok. 1,50 m x 2,40 m (możemy kupić dwa kawałki 1,50 x 2,40 i zszyć trzy boki), zszywamy dwa krótkie boki i już mamy coś, co na pewno wielokrotnie odda nam podczas wypraw nieocenione usługi. Folią przykrywamy podczas biwaku rower, co po pierwsze doskonale chroni pojazd przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi, a po drugie stanowi doskonałe zabezpieczenie przed kradzieżą (rower nie jest widoczny, a każde dotknięcie folii powoduje głośny szelest, skutecznie zniechęcając potencjalnego "nabywcę"). W razie konieczności transportu samolotem, autobusem czy tez pociągiem można rower zawinąć w folię uzyskując zgrabny, akceptowany (sprawdzałem!) przez przewoźnika pakunek; gdy złapie nas na otwartym terenie nagła, krótka ulewa można przykryć rower i siebie, przeczekując nawałnicę (w taki sposób uratowałem skórę w Pirenejach); chcąc spędzić noc pod gołym niebem jest się na czym położyć, unikając zmoczenia śpiwora przez poranną rosę itp. Rowerowi podróżnicy - do pracy, na pewno się opłaci!!!
Jak spakować zwykle ogromną ilość (nie)zbędnych rzeczy?
Wspomnę tylko, że najlepsze do przodu są bagażniki typu low-rider. Zawieszone na nich sakwy bardzo poprawiają stabilność roweru, który prowadzi się dużo lepiej niż rower z wysoko zawieszonym bagażem, czy też z obciążonym jedynie tyłem (bez przednich sakw). Przy pakowaniu generalną zasadą jest by ciężkie przedmioty były umieszczane na rowerze jak najniżej, powinny się więc znajdować na dnie sakw. Przód nie może być nadmiernie obciążony.
Wybierając się do kraju, w którym obowiązuje ruch prawostronny, proponuję do lewej przedniej sakwy włożyć apteczkę, cały sprzęt fotograficzny (zatrzymując się, dużo częściej mamy możliwość oprzeć rower prawym bokiem, tym samym uzyskując łatwy dostęp do aparatu), mały ręcznik (zwykle zaraz po zatrzymaniu oblewa nas pot, co utrudnia robienie zdjęć), dokumenty i pieniądze. Będzie to wówczas nasza najcenniejsza sakwa, której lepiej nie spuszczać oka. Gdy już musimy odejść od roweru, choćby na chwilę, zawsze zabierajmy ze sobą paszport i pieniądze.
W przedniej prawej sakwie dobrze jest ulokować na dnie sprzęt do gotowania (kuchenka i naczynia), wyżej niezbędnik, suchy prowiant do konsumpcji w ciągu dnia oraz dwie porcje jedzenia - na kolację i śniadanie (codziennie rano ten zestaw uzupełniamy). Powinno się tu również znaleźć coś do bidonu (plusssz, isostar itp.), kosmetyczka i ręcznik (często nadarza się okazja do szybkiego mycia np. w toalecie z ciepłą wodą, warto więc mieć pod ręką przybory toaletowe) oraz dziennik wyprawy, w którym "dla potomnych" notujemy na bieżąco własne spostrzeżenia, a który jest bezcenną pamiątką z każdej wyprawy.
Pozostały majdan rozkładamy równomiernie w obu tylnych sakwach. Do RackPacka
(z zestawu Ortlieba) lub innego nieprzemakalnego worka, który jest umieszczany z tyłu na sakwach, pakujemy śpiwór, materac, ubranie do spania oraz odzież przeciwdeszczową.
Namiot przez całą podróż powinien spoczywać, zabezpieczony przed wilgocią, bezpośrednio na tylnym bagażniku, wciśnięty pomiędzy dwie sakwy.
Do takiego sposobu zapakowania bagażu na rower dochodziłem przez długi czas (choć z pozoru może się wydawać, że to co do tej pory napisałem jest oczywiste) i wierzcie mi, że sprawdza się on znakomicie w każdym momencie podróży. W pełni można go docenić, gdy przyjdzie nam np. rozłożyć obóz podczas deszczu. Opieramy rower o drzewo, stawiamy namiot, do którego wrzucamy przednie sakwy i RackPack-a , następnie rower przykrywamy folią, wskakujemy do namiotu, zasuwamy zamek i już do rana nie musimy z niego wychodzić, bo wszystko co nam będzie potrzebne mamy pod ręką. Cała taka "akcja" zajmuje mi góra 4 minuty.
Co zabrać w podróż?
O tym, co powinniśmy zabrać ze sobą na wyprawę decyduje przede wszystkim rejon, do którego wybieramy się na wycieczkę. Co innego zabierzemy chcąc jechać do "ciepłych krajów", co innego, gdy chcemy zdobyć "surową północ" (ponownie odsyłam do lektury poprzednich części "ABC ..." - Sportowy Styl nr 4 i 5/2000). Poniżej podaję listę rzeczy, które zabrałem ze sobą na miesięczną wyprawę do Norwegii wiosną 2000 r. Droga żywność, temperatury spadające poniżej zera, śnieg, deszcz, a także upały i dokuczliwe słońce - takie były przedwyprawowe przewidywania i pod tym kątem był kompletowany ekwipunek. Poniższy spis stanowi wzorzec, który każdy może zmodyfikować, przystosowując do własnych potrzeb.
Rower:
Klucz o sterów, klucz do kasety, mały klucz francuski, 2 płaskie klucze rozmiar 8/10, imbusy (ampule), spinacz do łańcucha (Topeak Park Tool) i 4-8 zapasowych ogniw, kilka szprych, linka do hamulca, linka do przerzutki, małe kombinerki, scyzoryk (Victorinox) - nie warto oszczędzać na tym sprzęcie, dwie zapasowe dętki, łatki, oświetlenie, pompka, WD 40, dwie szmaty.
Biwak:
Namiot, śpiwór, płachta biwakowa folia na rower, dwa bukłaki na wodę, prysznic.
Ubiór:
Spodenki kolarskie - 2 szt., koszulki kolarskie - 3 szt., długie skarpety - 3 szt., bielizna antypotna - 2 komplety, cienki komplet z Technopilu, rowerowa kurtka z polaru windbloc, komplet przeciwdeszczowy z No Wet, ochraniacze przeciwdeszczowe na buty, buty SPD, buty do chodzenia, cienkie rękawiczki, grube rękawice z goretexu, czapeczka na słońce, opaska polarowa na czoło, okulary rowerowe. Teraz wybór ubiorów jest olbrzymi. Baltazar od kilku lat używa genialnej odzieży wełnianej. Tak wełnianej. Ma te zaletę, że nie śmierdzi nawet po kilku dniach jazdy i spania w niej, grzeje w chłodne dni czy noce, chłodzi w gorące. Jedyną wadą jest cena. Jest kilka firm, które produkują taką odzież. Baltazar jeździł już chyba we wszystkich, dostępnych w Polsce i poleca iceBreaker. Wypadałoby dorzucić tu jeszcze kask.
Kuchnia:
Kuchenka na paliwa płynne, kuchenka gazowa (palnik i 2 butle 250), aluminiowa osłona od wiatru do kuchenek, niezbędnik, menażki, kubek stalowy 0,7 l, kubek z tworzywa, stalowy termos, duży nóż, dwie ściereczki, płyn do mycia naczyń i szczotka, zapalniczka.
Żywność:
Ryż - 2 kg, kasza - 2 kg, pure - 4 szt., sosy - 10 szt., sosy do spaghetti - 8 szt., granulat sojowy, suszone warzywa - 4 op., bulion - 2 duże op., kisiel - 12 szt., zupki chińskie - 50 szt., gorący kubek - 30 szt., isostar, plusssz - 2 szt., batony - 20 szt., pasztety - 10 szt., konserwy drobiowe - 10 szt., przyprawy, suszone owoce, kawa, herbata, słodzik, krupnik - 2 but. 0,25 l (wspaniale rozgrzewa). Baltazar wozi ze sobą ok. litra spirytusu i go "rozmaja" z wszechobecna coca-cola albo pepsi. Spirytus waży mniej niż wódka ;) - po co wozić ze sobą wOdę?
Toaleta:
Kosmetyczka (z lusterkiem), trzy mydła, szampon, krem ochronny na słońce, maszynka do golenia, pasta do zębów i szczoteczka, krem nivea, płyn na komary, nożyczki, obcinak do paznokci.
Foto:
Dwa aparaty (ja używam Pentax'ów: ), konwerter, zapasowe baterie, filmy i slajdy (teraz karty pamięci i databank), statyw, szmatka i płyn do czyszczenia optyki, filtry, wężyk spustowy.
Inne:
Paszport, pieniądze, ubezpieczenie, mapy, dziennik wyprawy i długopisy, drut, igły i nici, apteczka. I tym akcentem kończę "ABC rowerowych wypraw" zdając sobie sprawę, że nie wyczerpałem tego obszernego tematu, i że może pojawić się jeszcze wiele pytań i wątpliwości.
I tym akcentem kończę "ABC rowerowych wypraw" zdając sobie sprawę, że nie wyczerpałem tego obszernego tematu, i że może pojawić się jeszcze wiele pytań i wątpliwości. Zachęcam do lektury różnych czasopism, Ingternetu, do dokładnego "studiowania" ukazujących się tu relacji z wypraw, w których często można "między wierszami" uzyskać cenne informacje, jak również znaleźć natchnienie do rowerowych eskapad.
Do zobaczenia na szlaku!
Przemek PePe Pawłucki, Grzegorz Baltazar Kajdrowicz
Wywiad w Radio o turystyce rowerowej udzielony przez Baltazara